Dziennik #001
- Boże Kair zabije cię... - powiedziałam do psa, który właśnie wpadł mi pod nogi prawie mnie przewracając i wylewając cześć niesionej przeze mnie kawy w kubku na podłogę. - Wylałeś to sprzątaj! Na co czekasz? - pies popatrzył na mnie dziwnie, ale za chwilę wrócił do ziania i radosnego machania ogonem. - Masakra. Wzięłam szmatkę i wytarłam to co rozlałam. Rozległ się dzwonek do drzwi.
- Cześć Sham. - powiedziała Hanna, a między jej nogami przemknęła Ruuki, w takim tempie, że mało nie przewróciła mojej trenerki.
- Hej!... O nie nie nie, sio na dwór! - krzyknęłam, bo Ru jak i Kair już zaczęli się wygłupiać w salonie. Na szczęście oba pupile zrozumiały ten jasny przekaz i tak samo szybko wybiegły z domu. - Jak z dziećmi. - mruknęłam.
- To są twoje dzieci Sham. - zaśmiała się Hanna. - Tak jak wszystkie konie.
- Jakby w ten sposób na to spojrzeć to mam sporo tego potomstwa!
- Prawdziwa kobieta hodowlana. - parsknęłam śmiechem. - Może lepiej zrobię ci kawę. - zerknęłam do swojego kubka, który postawiłam na ławie. - I sobie też. Mów co tam.
- Przyszłam żeby pogadać o urlopie, rozmawiałyśmy wcześniej, że chciałabym 2 tygodnie na wyjazd. Zdecydowałam się na termin, od piątku za dwa tygodnie. - w myślach kalkulowałam wszystkie zawody i eventy w jakich mieliśmy wziąć udział. - Wiem, że w tym czasie są jakieś zawody...
- Ale damy sobie radę. - spojrzałam na Hannę z uśmiechem. - Gdzie jedziesz tym razem?
- Eric zabiera mnie do Czarnogóry.
- Łooo, rany też bym chciała, podobno jest przepiękna.
- A i owszem, byliśmy jakiś czas temu, ale postanowiliśmy jeszcze wjechać do Bośni. Zobaczymy jak nam wyjdzie.
- Dobra, to załatwione, masz ten urlop. - kiedy tak siedziałyśmy pijąc dopiero co zaparzoną kawę do kuchni weszła Aspen, zatrzymała się przy Hannie, by ta pogładziła ją po głowie i podeszła do mnie kładąc łeb na moich kolanach. - A ty jak tu weszłaś?
- Haha, ona tu cały czas siedziała, cwaniara. Jak wygoniłaś tamto towarzystwo, to ona położyła się w kącie i czekała.
- Ty, cwaniura. - suczka spojrzała na mnie proszącym wzrokiem. - Dobra siedź tylko nie przeszkadzaj.
- Sham, mam jeszcze jedną sprawę.
- Hm. - uniosłam brwi. Hanna wyciągnęła z torby niewielką kopertę i podsunęła mi ją. Ciekawie, ją rozkleiłam i gdy zaczęłam znajdującą się w środku kartę Hanna znów się odezwała.
- Zapraszam was na mój i Erica ślub i wesele, pobieramy się.
- Boże! - byłam tak zaskoczona, że poderwałam się z krzesła i ją przytuliłam. - Gratuluję! Mówisz to tak spokojnie.
- Ty wiesz pierwsza. Mówię spokojnie, ale cieszę się jak nie wiem. Co prawda Eric oświadczył się dawno temu, ale teraz ustaliliśmy datę.
- Czarnogóra nie przez przypadek?
- W życiu, to ma być nasz wyjazd przedślubny.
- Już ci mówię, że na pewno będziemy. -Hanna się zaśmiała.
- No w to nie wątpiłam.
- Wspaniała wiadomość, naprawdę się cieszę. Musimy ci zorganizować wieczór panieński.
- A tego akurat się już boję!
- Spokojnie, Norah wszystko ci wyliczy i zaplanuje, wszystko będzie dopięte na ostatni guzik!
- Jesteś wspaniała. - powiedziała spokojnie. - Dzięki za wszystko. Idę zaprosić resztę.
- Ok, ja niedługo pojawię się w stajni, tylko jeszcze coś zjem. - siedząca obok Aspen na wzmiankę o jedzeniu uniosła z zainteresowaniem głowę.
- To do zobaczenia za chwilę! - Hanna zniknęła za drzwiami.
Usiadłam ponownie do kawy i koperty. Przeczytałam ją dokładnie kilka razy i oparłam plecy o oparcie. Super sprawa.