Gimnastyka z Annopol Zcirrene i Kill Him
Samochód Deana stał przed domem, ale nie było go w całym domu. Przespałam jak wychodził? Ubrałam się dosyć szybko, ogarnęłam busz włosów, umyłam i wypiłam duszkiem świeżo wyciskany sok z pomarańczy. Potem udałam się w kierunku stajni. Przy samych drzwiach dopadła mnie Aspen, wesoło podskakiwała i razem weszłyśmy do stajni. Z tą różnicą, że Aspen podeszła do boksu Emerald, która zarżała i opuściła łeb jak najniżej mogła by przywitać się z Białą, a ja weszłam do socjalnego.
- Dzień dobry wszystkim. - powiedziałam.
Dean, David, Annike i Maxime spojrzeli na mnie i każde z nich odpowiedziało na moje powitanie.
- Zobacz Sham, znowu nikt tu nie pracuje, co za lenie. - odrzekł Dean.
- No Ty też wcale nie jesteś lepszy. - powiedziałam zadziornie. Maxime próbowała powstrzymać śmiech. - A wczoraj to było "O ja to jutro mam wolne, to wezmę ze trzy konie na trening". Super ci idzie. - zażartowałam.
- I halo, ja sobie wypraszam, już siedziałam na Welcie z rana! - zabrzmiała Annika.
- Jesteś rozgrzeszona. - stwierdziłam śmiejąc się. - A swoją drogą, ktoś preferuje dziś na małą gimnastykę?
- Co masz na myśli? - spytał David wychylając się znad jeździeckiego magazynu.
- Pracę na koziołkach. Więc?
- Ja pasuje, mam rozplanowany trening z Erasinem. - powiedział Dean dopijając kawę.
- Ja miałam się zająć Balqis i Psytadelą. Też odpadam. - dodała Maxime ze skwaszoną miną.
- A ja ci chętnie potowarzyszę. I dobrze się składa bo nasza nowa Ruda mogłaby sobie przez nie polatać.
- Super David, w końcu człowiek, na którego można liczyć.
- No no no, uważaj sobie , bo wciąż tu jesteśmy. - Dean uniósł wskazujący palec i pomachał mi grożąc. Spojrzałam na niego i parsknęłam śmiechem.
- Musimy najpierw te koziołki poustawiać, idziemy? - rzuciłam do Davida.
- Mhm. - wstał, położył gazetę na stole i ruszyliśmy w stronę placu.
Dwa kroki za drzwiami stajni dopadła nas Ruuki i Kair, wskakiwali na siebie, merdali ogonami i biegali między nogami.
- Chciałam poćwiczyć głównie kłus, koncentrację i pracę zadu. I mam fajny pomysł na układ tego wszystkiego. - powiedziałam.
- Mów mi co gdzie kłaść, zdaję się na ciebie. - kiwnęłam głową i zabraliśmy się do przenoszenia koziołków, co w rezultacie wyglądało tak:
Na kwadracie ułożyliśmy wyższe koziołki a na środku, leżące na ziemi - i aż 6, by zmusić konie do większego skupienia. Plus dołączyliśmy pojedyncze drągi na terenie placu i udaliśmy się po konie. I jako, że mamy najwspanialszą ekipę pod słońcem przed stajnią stała osiodłana Annapol i Kill.
- Skąd wiedzieliście, że chciałam wziąć Siwą? - spytałam Deana niemało zaskoczona.
- Kot, zapominasz, że ja ci czytam w myślach. - No tak, jak mogłabym zapomnieć, poleciałam po kask, rękawiczki i sztyblety i z pomocą Deana wdrapałam się na Kill.
Była lekko pobudzona i zadowolona, że idziemy coś robić, co chwila machała ogonem i strzygła uszami. Annopol również wyglądała na przejętą. Jakby obydwie klacze wiedziały, że dziś będziemy robić coś ciekawego.
Weszliśmy na plac i ruszyliśmy z Davidem na ślad w różnych kierunkach. Po chwili stępa podciągnęłam popręg. Kill szła bardzo żwawo, wodze trzymałam na delikatnym kontakcie, wykonując delikatne półparady, by za chwilę móc poprosić konia o zatrzymanie i cofnięcie. David również intensywnie rozgrzewał Rudą. Zatrzymania, ustępowanie od łydki, zwroty na zadzie. Pobawiliśmy się z naszymi rumakami i po kolejnym sprawdzeniu popręgu, zebraniu wodzy ruszyłam kłusem. Kill z początku pomachała trochę łbem i uwiesiła mi się na wędzidle, ale zastosowałam ciąg półparad i odpuściła. Zrobiłyśmy volty, poćwiczyłyśmy przejścia oraz zatrzymania i ruszenia do kłusa ze stój. Kiedy klacz już trochę się rozluźniła postanowiłam wjechać na pierwsze podwyższone cavaletti. Zamknęłam klacz w łydkach i delikatnie ręką doprowadziłam do koziołków. Jednak klacz rozbujała się dwa kroki przed nimi i mimo łydki przystanęła i przeskoczyła pierwszy drąg, potykając się o drugi i go przewracając.
- Boże co z tobą Siwa? Nagle masz dwie lewe nogi. - powiedziałam i usłyszałam śmiech Anniki.
- Poprawię ci to, a ty dawaj jeszcze raz.
Kiedy koziołki były na swoich miejscach najechałam na nie jeszcze raz, półparada, łydki, spokojna ręka i dosiad żeby koń mi znowu nie uciekł. Pierwsza, druga… i trzecia, czwarta, przejechane. Ładnie. Spojrzałam na Syrenkę, David kłusował blisko cavaletti, a ta jak źrebak przyglądała się im jakby były największym złem. Zawróciłam, najechałam na te same cavaletti jeszcze raz. Następnie jadąc na prawo wjechałam na drągi leżące na ziemi. Kill szła rytmicznie, na początku chciała przyspieszać, ale z czasem zauważyła, że te koziołki to całkiem fajna zabawa. Zaczęłyśmy robić różnego rodzaju manewry nad tymi cavaletti, z każdym przejazdem czułam jak Siwa coraz bardziej buja się nad nimi, jak łapie równowagę i pracuje zadem i grzbietem. Przy późniejszych najazdach oddawałam jej odrobinę wodzy by mogła wyciągnąć szyję i ją opuścić. Przy tym zaczęła wyżej unosić nogi, a po każdym zejściu z koziołków kłus na „ziemi” był elastyczniejszy i pewniejszy. Przeszłam do stępa i puściłam na ćwiczenie Davida.
Annopol przy pierwszym najeździe z radości zagalopowała i wcale nie chciała wjechać kłusem na cavaletti. David pozbierał ją od nowa, sporo kłusowali na volcie i kiedy kłus Rudej był spokojny, ruszyli jeszcze raz na drągi leżące na ziemi. Tym razem poszło dobrze, może odrobinę za szybko, ale jak tu utrzymać taką torpedę. David znów wjechał na voltę, tam po raz kolejny ogarnął klacz i wjechał ponownie na leżące cavaletti. Już lepiej, choć Syrenka wciąż wydawała się być roztargniona i rozpraszały ją, a to psy, a to chodząca wokół Kill. David wszedł z Rudą na mocniejszy kontakt i ruszył na wyższe koziołki. Tu klacz lekko się zdziwiła, że po dwóch znajdują się kolejne dwa. To skłoniło ją do bacznego przyglądania się co dzieje się na placu i gdzie David ją prowadzi. W efekcie klacz po kilku minutach unosiła nogi nad drągami do samego nieba, a na łukach owijała się Davidowi wokół łydki.
W między czasie zagalopowałam, na ćwiartce placu nie tarasując Davidowi najazdów. Kill galopowała równo i spokojnie, choć czułam, że mam pod siodłem chodzącą bombę. O dziwo klacz do tej pory nie wywinęła żadnego numeru, a całą siłę i energię przenosiła na unoszenie gir nad koziołkami. Bardzo fajne uczucie. W galopie była okrąglutka, wjechałyśmy na ślad i na krótkiej ścianie znajdowały się dwa drągi – przejechałyśmy przez nie bez problemu. Potem zmieniłyśmy kierunek i pojeździłyśmy te drągi jeszcze parę razy. David cały trening skupił na kłusie. Dlatego zagalopował na prawo i lewo i poklepał klacz. Podsumowaliśmy ten tren trening jako bardzo udany. Kill wręcz nie miała ochoty przechodzić do stępa, a Annopol faktycznie się usprężniła.